czwartek, 19 stycznia 2012

Krzyk

Kiedyś kochała mnie mama
Lecz
Zostałem narkomanem.
Co dzień przytulała, tuliła mnie
Jak stary grzejnik się przegrzałem
Zapowietrzałem się
coraz częściej
Kolorowałem świat
Co raz więcej
Wąchałem
Spadałem
Co popadnie grałem
Malowałem sobie usta
Cały dzień
Szatan i rozpusta

Zupa była słona
Moja żona coraz starsza
Kiedy ja nie byłem w stanie
Nocą grała mi do marsza
I starała się
By nie było mi smutno
I kochała mnie
Gdy nie kochał mnie już nikt
To już ostatni raz
Wołałem, Kochana!
I tak całą noc
Aż do rana

Żona znikła niczym zachód Słońca
Tak przepiękna, tak gasnąca
W oczach
Śpiewałem jej
Na dobranoc
Krzyczałem by
Wróciła jeszcze raz
I tak na mą żałość wielką
Ożeniłem się z butelką

"To już koniec"
Krzyczeli za oknem
Samotni Sądcy Świata
Odpowiadałem im
"Proszę Państwa, to mi zwisa i lata!"
Czy warto mi było być artystą?
Nie wiem
Co to za pytanie!
Pogrzebie je bądź
Zatopię w alkoholu

Tu w piekle jest całkiem miło
Odnalazłem swych przyjaciół
Wódka nigdy się nie kończy
Nie brakuje nam też czasu
By ją pić
Nie brakuje mi nic

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz