wtorek, 28 lutego 2012

Reflektory

Światło czasem
Przysłonić może
Świat cały
Zlać w plamę
I
Mrokiem spowić
Światło czasem
Ciemniejsze niż cień
Mienić się chce
Atoli brak kolorów

Dobrze,
Że odbija się chociaż
Od ścian

Kara i nagroda

Nie dziwię się ludziom
Że znac nie chcą świata
W takie dni
Sam pewnie zapomnieć chciałbym o świecie

Skazani na świat
Zapomnieć nie mogą
Niestety
Na szczęście
Łańcuchem skuci
Krótkim

Bez łańcucha ludzie wariują
I paradoksalnie
Wyjść nie chcą z budy na krok
Chociaż

Na świat skazani
Światem nagrodzeni

Trzy stopnie przemian duszy

Więcej pragnę, Matko
Niźli paść się z owcami
Więcej pragnę
Niźli życia celem zwać
Trawy skubanie
Więcej pragnę
Niźli w zagrodzie mieszkać
Po śmierć od urodzenia
Co kwartał wełnę dać zgolić
Więcej pragnę, Matko

Być chcę pasterzem
Owiec tych głupich
Miejsca wskazywać
Gdzie trawa dorodna
I gdzie mieszkają mlecze
Niechaj rośnie im wełna!
Do woli
Zdrowo
Niechaj patrzę na nie z góry
Pasterzem pragnę być, Matko!

Pasterzem
Co ogoli owce
I w wyższe się wyprowadzi góry
Gdy misje swą spełni
W górach paść może zacznie jaki
Jako dorodniejsze zwierzęta
Wyższych gór pragnę, Matko!

A gdy gór już wyższych nie będzie
I dorodniejszych nie będzie zwierząt
Dla golenia i wypasania
Z góry skoczę na sam dół

Znowu
Zostanę owcą

niedziela, 26 lutego 2012

Ja, mama i papierosy

Czasem płakała
Gdy dym parzył w oczy
Syn
Grał na gitarze
Pił szczerze
Żył
Gnał
Z kłusu przeszedł w cwał
Szybciej
Coraz
Więcej miał koleżanek
Takt mówił zwolnij
Metronom wybijał sekundy
Ciszej
Ucichł całkiem
Pewnego dnia
Skończyły się baterie

Mama płakała

Jezioro Brzydkich Łabędzi

Kaczki mają się dobrze
Płyną z prądem
Wolne
Po lodzie
Przez życie
Kaczki dmucha
Wiatr w skrzydła
Zimne powietrze
Jak jazda figurowa
Po pozytywce
Lalki
kluczykiem nakręcane
niby

Jezioro Brzydkich Łabędzi

piątek, 24 lutego 2012

Mistrzu

Ja marzę Mistrzu o Twych
Czerwonych paznokciach
Ja marzę by przekrwione oczy
Nazwać móc
Domem
swych
Ja marzę by zestarzeć się
Za młodu
Zginąć szybko
Wziąć w dłonie świat
I sam się mu odebrać
Gdy przyjdzie potrzeba
Chwilę choć
Wielkim być
W krysztale myć
Bzdury
Z Szatanem grać w kości
Nie płakać
I nie śmiać się

środa, 22 lutego 2012

Tik, tik, tik

Nonkonformistyczny
Iluzoryczny obraz
Surrealistycznego oportunizmu
Dogmatożernych społeczeństw

Do jedzenia ni ma
Nic w lodówce
Za prąd złotych czterysta
Jak żyć?

Kryć się
Za eschatologicznymi wizjami
Wiecznego zbawienia
Rzykać najlepiej

Żryjmy dogmaty
Na pusty żołądek
Chlejmy krew
Bo nie zaszkodzi

Noc(nik)

Nago leżę na łożu
Się szczerze do sufitu
Na mleku rośnie kożuch
A ja
Najpierw Panią zerżnę
A potem pokocham
Poszlocham minutkę
I wezmę za bródkę
Wytargam
Szzargam
Opinię
I stanę na minie
Z uśmiechem na ustach
Polecę do gwiazd
Jak mangusta

Pręgowana
Co z rana pręgierzem
Nowe pręgi na włochatych plecach
Wyżyna

Póki jest jasno

Szczęśliwyś Panie
Śniadanie
Słodkie- soli brak
Wszak kiedyś podobno wątpiłeś
Lecz i wątpliwości trafił
Szlag
Tak
Skończyły się mniemania
Płacze, domysły
Prysły
Pytania
Straciły znaczenie
Blaski i cienie
Natchnienie zgasło
Masło nieświeże wyrzucone
Do kosza

Nie szczędzisz grosza
Na szczęście
Co dawno już odrzucone

poniedziałek, 13 lutego 2012

Koguty

Dziś
Walę fajkami i wódą
Na kilometr
Śmieją się ze mnie dzieci w przedszkolu
I na zachrystii księża
Niezły mają ubaw
Bo krzywo stawiam kroki
A utrzymanie równowagi
To nie lada wyzwanie

Śmieją się szczerze
Śmieją do rozpuku
Popychają
Podstawiają nogi
I krzyczą
Głośniej niż zwykle
Nawet łabędzie
Głowy chowają pod wodę
By nie okazać rozbawienia
Gęsi
To w ogóle odpłynęły
Kopulować z kogutami

Może chociaż dzieci wesołe im się urodzą

Zaburzenia równowagi

Serce wolniej bije
Niż zwykle
Nerwy wyczulone
Na ruch każdy
I każdy bodziec

Krew zimna
Jak lód
Wzdłuż i wszerz opływa tętnice i żyły
Raz po raz
Pompowana
W rytm tańca ściennego zegara

Oczy zamknięte szeroko
Drżenie palców

I głośna jest nawet
Cisza

Gospodarka Rynkowa

Nie ma popytu na poetów
Więc nie ma i podaży
Nie ma kupców na rymy
Nie lecą już dziewczyny
Na wiersze
Tutejsze
Kobiety nie chcą słuchać już
Historii o pięknych miłościach
I innych bajek
Wszelkiego rodzaju
Nie chcą już słuchać dziadkowie
Opowieści o niezdobytym kraju
Walecznych bohaterach
Teraz w modzie kino i teatr
Tani alkohol
Smakowy
W monopolowym
Ruch niebywały

Kto to widział by tak
po prostu zapomnieć/

Las halucynacji

Tragedie ludzkie
Komedie
Teatr Marzeń
Zamknięty
Zasypana
Ludzkimi sumieniami
Droga do Edenu
Raj wspomnieniem już
Tylko
Mniej więcej określone cele
Legły w gruzach
Wybujałej ambicji
Sukienka podwinięta
Spadła całkiem
Butelka tłucze się
W koło
Leje się
Boski napój
W gardle
sucho

czwartek, 9 lutego 2012

Jebane Rafaello

Co mi po tych kwiatach
Kurwa
Pierdolonych bombonierach,
które według  reklamy mówić miały więcej niż tysiąc słów
A milczą
Jak każde gówno
Milczące
Co mi po słowach nawet
Wierszykach z laurek
Internetowych poezjach
Z rynsztoka

Co mi po waszych głowach
Nagrody nie ma
Jak nie było
Pokój pusty
Jak pusty był
I jak pusty być tylko może
W horoskopie nie zapowiadają zmiany

Głowę chowam w piasek

Nie

Nie mówię najpiękniej
Nie mówię wcale
Mówić nie ma o czym
Nie ma o czym pisać
Nieznane rzeczy
Lepiej zostawić tym
co je znają
Znane sobie
Trzymać głęboko
Po nic mi to co nie moje.

Marzenia tylko
mordują

Błagam

Daj mi sen
Panie
W prezencie
Daj mi sen piękny
i długi
Daj mi sen, który zapomnę szybko
I szybko zasnę po nim
Znowu
Daj mi sen
Najpiękniejszy ze snów
Nie żądaj nic w zamian
Nie proszę o więcej
Nie proszę o szczęście, ani bogactwo.
Nie proszę o łaskę.

Daj mi sen
Najpiękniejszy ze snów.

wtorek, 7 lutego 2012

Niewinni zmarli w południe

Wzrok straciłem chyba
Bo
Nie widzę nic
Prócz
Siebie samego
I tych kilku mgliście majaczących w tle twarzy
Odpływających dalej coraz
Tak
Bym w końcu zapomniał
Do kogo należą
I czyje były
Kiedy świat nie był jeszcze tak mały
A Ja
Tak wielki
Kiedy były rzeczy ważne
Ważniejsze od poezji i wódki
Obiadów z torebki
I hurtowo kupowanych
Prezerwatyw
Kiedy jeszcze żyłem
I oddychałem
Od czasu do czasu
Grzecznie odrabiałem lekcje
I tańczyłem
niby z uśmiechem
Na weselach
Z Paniami grubo po pięćdziesiątce
Miałem układy na giełdzie
Kiedy na dobranoc mówiłem Dzień dobry
I czasem nawet spałem
W nocy

Piękne to były czasy, waćpanie
Oj, piękne!

Komunia

Boskości
nie ma
już kwestia ręki i ust
robi różnicę.
Ważniejsze profanum od sacrum
Ważniejszy nagłówek od treści
i spadek od skoku
Bo rzeka płynie pod prąd
Ząb nadgryziony czasem
Opada
Jak piórko
Z hukiem
Strzały głośniejsze coraz
Niebo płacze

sobota, 4 lutego 2012

Mój

Graj, Aniele!
Graj
Proszę
Póki zasnę chociaż
Póki nie umrę dziś
Póki nie zgasnę
Z wyczerpania

Graj
Jak zawsze najpiękniej
Miłosne kołysanki

Lampko

Świeć
Kochanie
Świeć
Dla mnie cicho
Świeć
Dla mnie głośno
W ciemnościach i świetle dnia

Ja cień rzucać będę
Tylko
Zawsze taki sam
Świeć!

(04.02.12)

Prócz

Nic więcej nie chcę
Prócz tych kilku wdechów i wydechów
Ciepłych
Nic nie chcę
Prócz siebie samego
Teraz
Dłoni zimnych
Brak mi
Słów
Niepotrzebnych
A konieczych
Nic mi więcej nie potrzeba
Prócz tych kilku wdechów i wydechów
Ciepłych
Zimnych dłoni
Nic
I słów mi nie trzeba

Prócz tych kilku wdechów i wydechów.

(04.02.12)

Dług

Nie wiem com jest winien
I czym jest mój dług
Mój dług
Jest zapewne długiem niespłacalnym
Niemożliwym do oddania
Abstrakcynym
Nie ma kształtu, wagi, formy
Mój dług
Jego chyba nie ma
Aczkolwiek
Mówią, że jestem dłużnikiem
I długo chyba jeszcze dłużny bedę
Bo nie wiem
Jak zwrócić
Niezwracalne

Życie

Biegnę
Stoję
Biegnę
Stoję
Leżę
Czołgam się
Turlam
Biegnę
Leżę
Stoję
Biegnę
Coraz wolniej
Biegnę
Truchtam
Dyszę
Duszę
Leżę
Umieram

(04.02.12)

Niewiele

Życie niewiele jest warte
Najwyżej tyle co nic
Lub tyle
Co znaczy bardzo mało
Często
odchodzi i wraca
mówi Dzień Dobry i Do widzenia
Ale
Chyba nigdy się nie kończy
Bo nikt nie słyszał jeszcze, by mówiło
Żegnaj

Najwyżej
Zmienia czasem
Adres zameldowania

(04.02.12)

Nigdy

Może ukorzę
Się Panie
Kiedyś
Odłożę urazy
Zapomnę
O słowach niemiłych
Przekleństwach codziennych
Niezmiennych
Prawach wojny

A teraz
Giń skurwysynu!