sobota, 30 czerwca 2012

magia zachodu przełomu czerwca i lipca

Najpiękniejsze w zachodzącym słońcu są cienie
i myśli z nimi związane
myśli wyjątkowo niecieniste

Potem jest harmonia
barw
przechodzących od bezlitosnej czerni
po letnie pomarańcze i cytrynową żółć

Szept fontann i symetria drzew
dotyk wiatru pieszczący
we wrzącym piekle czerwcowego skwaru
wybawiciel

Schodek dla mrówki jest jak Mount Everest
Słońce nas pali to samo

(30.06.12)

życie

Bal
nie znasz kroków tego tańca
więc kręcisz się w kółko
czym jest rytm?
czym jest powtarzalność schematów?
wirujesz namiętnie
jakby to świat, a nie ty zataczał obroty
spod stóp krzeszesz iskry
i rozpalasz, choć winnaś raczej budzić uśmiech

Pędzisz zbyt szybko
bym dogonił Cię oczami
więc też się kręcę
jak by nie było nic więcej
prócz spojrzeń klatek uchwyconych

(30.06.12)

Pani w turkusowej sukience

Nie znałem nawet Twojego nazwiska
ale tak pięknie się uśmiechałaś,
że i o tym zapomniałem na chwilę
     zresztą na współ z resztą świata
Tu mam rękę, patrz
Tu masz biodra, patrz
Teraz zapomnę i siebie,

ale tak pięknie się uśmiechałaś

Falujesz mi przed oczami, takaś lekka i wiotka!
że nawet oddech mój Cię porusza

Odłóż na chwilę te strony zaległe
Odłóż na chwilę wzrok subiekcji
Ja nie chcę życia
Ja nie chcę dnia nawet
Ja nie chcę godziny

Bledniesz,
gdy ja chcę tylko
Twoich bioder

(29.06.12)

niewdzięczność

Kiść liści wyrwałem kwiatom
i rzuciłem Ci pod nogi
Ty mówisz, że chciałaś płatków
Masz ogon syreny i język żmii
tak delikatne masz łuski...

że śnię
      nawet o gadach

(29.06.12)

posiadanie II

Tik
     tak
          tok  
               tik
                    tak
                         tok
Farby mają papierowe wąsy
Jowisz ma Europę
A ja zegar

(29.06.12)

posiadanie

Tak
zamiast oczu mam półtora zdania
i blade pojęcie
ja się nazywam Widzącym Szerzej?
klapki ma świat na oczach, jeśli w to wierzy

mam tylko ją
i trzy stany skupienia

(29.06.12)

składowe

Torby słowików puchu
     szybują tak szybują
nie zatrzymują się w pół drogi
     choć przecież w niewoli
ogarniają mnie w pół ramieniem
     i fruwam wraz z nimi

To tylko pióra!


Ale kiedyś to były ptaki

(29.06.12)

fakt

Nie muszę mieć
Śmieszy mnie brak cierpienia
teraz jest jasno
i może dlatego mam uśmiech na twarzy
to jest ironia
                     to jest nadzieja
na przespaną noc

(29.06.12)

piątek, 29 czerwca 2012

inferno

Jam jest Panem świata
i jam jest jego zgubą


Jam jest Panem świata
i jam jest jego zgubą


Jam jest Panem świata
i jam jest jego zgubą

malowanym królikiem o wyuzdanych ustach
aktorki francuskiego spektaklu dla dorosłych
i jam jest rozdartą Ofelią


Jam jest tancerzem i choreografem
teatru marionetek


nikt nie ma tylu sznurków
      nikt nie ma takiej sceny
            nikt takich nie ma świateł


kręcą o mnie film










porno




(29 VI 12)

harfa

Ile masz strun
i za które ciagnąć
by Cię wprawić w drgania

Ile masz strun
i za które ciągnąć
by wydobyć dźwięk

Jak grasz mi tak czasami
to myślę, że Cię znam
lecz nie można ufać
harfom nienastrojonym

Dzieli nas dysonans

(29.06.12)

magazyn wyrobów gotowych

W dwóch wymiarach
łatwiej przychodzą słowa
                               i pocałunki
rzeczy nie mają głębi
           nie ma zagrożeń
                 można ślizgać się i pływać
po sobie nawzajem

Są tylko dwa kierunki
dół i góra
można poruszać naprzemiennie
lub raz i nie wrócić

Pomalowane ściany
                               w tęcze
tyle jest dylematów
z jednym rozwiązaniem
ile odcieni miedzy fioletem, a czerwienią

mienią się mienią
w podłodze kamienie
na scenie
aktorzy bez twarzy

(29 VI 12)

jezioro

Jak gdzieś tracić mam głowę
          to w poezji
       między wierszami
między rymem płaczącym, a tanecznym
w głębi metafor śpiewnych
w dali nocnych epitetów
pośród kolejnych uogólnień obrazowych

Tu można się gubić
                  i szukać
Tu można być
                  i znikać
Tu można kochać
                  i nienawidzić
bez krzywych zwierciadeł

Kartki nie pamiętają czasu
przygody
chwile to tylko znaki
kropki linie koła
i łza atramentu

Tam gubić się można
kochać i nienawidzić

(28-29 VI 12)

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Ludzie kwadraty filmują mnie w tańcu


śniadanie z ołówkiem

Kolorów nie ma na rysunkach
wszystkie jakby czarno-białe
                              i niedbale
wyrzeźbione
gdzie w nich harmonie te uległe?
z
  -a-
       mazane
ilekroć się staram poskładać je w nuty
rozdzierają niewdzięcznie
         na ćwiartki
lekarstw już brak duszy pełzającej
      od lewa do prawa
      od dołu do góry
siwieją włosy od burz
przenikanie
tak luźnych konceptów
nabitych na magnes

układa się jak płatki na mleku
owsiane

(25.06.12) FzZ

hipertransekspedycje

Pytanie, czy dalej tak latać chcę?
Na razie się spalam w papierowym zawiniątku
W towarzystwie leniwych cząsteczek tlenu miarowym
Żegluję po naczyń krwionośnych potokach
i tak się rozpływam
                             zamaszyście
od dal
     od dal
          od dal
z erytrocytu na erytrocyt
powoli zmieniam zamieszkania miejsce
tyle zakamarków tu, kolistych dróg prostych
i rond kwadratowych

zakochuję się co chwila w białku jakimś
czy komórce szarej
i tak zjadam ją z tej
                              miłości

folwark ciała mojego bledszego coraz
z minuty na minutę
zdaję się płynąc
                        innym statkiem
                        w przeciwnym kierunku
bez zatrzymywania
     bez zaciagania
           bez biegu wstecznego
                 bez gór lodowych
w pierwszym rejsie
w niepoznany kontynent

(24-25 VI 12) FzZ

niedziela, 24 czerwca 2012

wnętrzności


pod muchy

Czymże jest powietrze
że tak się go pragnie nieświadomie?
Namiętnością?
Może grzechem?
Nie spotkał nikt jeszcze człowieka, co by nie pożądał powietrza
To tak jak ziemia, co żąda deszczu
Jak kwiaty, co łakną słońca
Jak serce, co pragnie uczucia
I dłonie, co żyć nie mogą bez dotyku

Tyle jest rzeczy niezrozumiałych
połączeń siatek ścieżek wielopasmowych

Wiatr tylko wieje bez celu
by tak przerzucać
           mącić
           mieszać
w ciałach, co się zdają
stałe

(24.06.12) 

środa, 20 czerwca 2012

Insomnia, czyli historie nocnej herbaty


         Czasem się kręcę tak szybko, tak wkoło, że ściany zdają się nie mieć oczu. Skłonny pomyśleć byłbym, że to martwe płyty betonu, ale w porę, gdy zwalniam ruch swój obrotowy, odzyskują fałszywość twarzy. Wieszam na nich pejzaże, zasłaniam spękany tynk organów, przyduszam oddychające otwory piszczałek nocnych. Partytura po zmierzchu nie świeci nutami, w ciemni tej arytmicznej dysharmonii ujęte szaleńcze jęki księżyca.
         Ulało się. Filiżankę przewróciłem gwałtownym napięciem prawego pośladka. Tak się dzieje, gdy prostuję nogę na pedale. W tym wszystkim najlepszy jest brak cukru i bliskość wschodu słońca. Niedługo wyschnie wszystko, a i kleić się chociaż nie będzie niemiłosiernie. Niewidoczne wgniecenia w porcelanie; tak nierównomiernie rozchodzi się w nich powietrze: rozproszenie, dyfrakcja, interferencja. Nieznośne vibrato.
         Obok filiżanki śpi twoja kredka do ust, rozgnieciona ciężarem przedwczorajszych niskich tonów. Jest wszędzie, na spodniach, kanapie, ścianie, niedoprana. Jest czerwona jak nic tutaj, z niczym nie kontrastuje, z niczym nie współgra. Jest, by być, by razić, gdy otwieram drzwi. Jest wszędzie, lecz nie tam, gdzie być powinna. Usta nadal blade mam i spierzchnięte.
         Gram te pięć dźwięków na krzyż. W trzeciej oktawie samotności. Rozciągam palce, o stół strzelam- leżę. Pod sufitem. Nienawidzę niespodziewanych zmian grawitacji. Myślę wtedy stopami, a chodzę na głowie. Na palcach liczyć mogę jedynie do dziesięciu, a rytmy bardziej coraz skomplikowane, uciekają spod opuszków stwardniałych bezlitośnie.
         Wyobrażam sobie te świetlne tancerki za oknem, które tak się zazdrośnie odbijają w szybie. Uderzają chaotycznie, niczym pioruny w sercu burzy, jak zamroczony w ringu bokser, jak zdesperowane muchy o maskę samochodu. Patrzę kątem połowy jednego oka na abstrakcję tej bijatyki, tak adekwatną do sytuacji, majestatycznie tak nierealną.
         Po tylu łykach niebo zdaje się być obrazem van Gogha- rozmazanym i nie do taktu. Deszczu krople zmywają tylko zbędne warstwy farby, usuwają zgrubienie niepotrzebnych nawarstwień, osunięć dłoni mistrza. Ulatuję tam teraz, jako mnie ciągnie ku górze. Zapominam o półtonach i w prostocie kolejnych gam opowiadam swoją historię.
         Wystygłaś do reszty i zgorzkniałaś. Ściągnięta z podgrzewacza zmieniłaś nawet kolor- rumieńce zalotne zastąpił szkarłat obojętności. Gdzie się podziała nasza namiętność? Przedłużam jak mogę tylko tę rozmowę, naciskam po kolei, co popadnie. Nie zważam już na klasyków, rozumiesz? Dźwięki nie muszą trwać wieczność. Niechaj giną kolejno, nakładając się na siebie, niech żyją choć ćwierćnutę.
         Pauza. Wokół tyle topielców. To nie romantyzm. Bulgotanie ostatnich tchów wśród lasów wodnej roślinności szmeru. Lubisz ich słuchać. Stajesz się słodsza i przystępniejsza. Nie za tyloma rzekami kryje się już zamek twojej rozkoszy. Jakbym budował statki kolejne, przeciekające i się przesiadał raz po raz z uczucia na uczucie, z miłości na nienawiść.
         W tej ciszy jest wiele tajemnic i ukrytych znaczeń. Jak w próżni arystotelesowskiej, nie może istnieć nic prócz tajemnic. Tu mieszkają wyobrażenia, tu wyostrzają się zmysły. Mieszam w braku czegokolwiek, niczym w diablej zupie. Licząc na cud, akord, dwudźwięk choćby najlichszy.
         Budzi się po szóstej symfonii słońce. Ściany nie mają oczu, tancerki wdzięku, wcale nie zgorzkniałaś, a ja nie stoję na głowie. Topielce żyją w rurach grzewczych.

(20.06.12)

wtorek, 19 czerwca 2012

pet

Umrę niedługo w Pani głowie
nie mam nic ponad
ani przedpod
pewnie się stanę kartką
lub wypalonym
                        papierosem
i będę się tylko
tlił
    tlił
do pierwszego deszczu

(19.06.12)

co?

Co dalej?
Może utopię się w morzu utopijnych wizji
szczęścia
Może rozłożę
jak puzzle
Może położę się i zalęgnę
w polu piasków wolno ruchomych
Może liczyć będę na
                                palcach
umyki
jak biegną za horyzont
i rozmywają wraz z wadą wzroku

(19.06.12)

poniedziałek, 18 czerwca 2012

wyznanie







































raszmor

Gołą ręką w marmurze
rzeźbię pomnik byłych przywódców szpetoty
gdy się tak chodzi kanałem nosowym
            poznać można człowieka
                        od głębi
             i przyczynę chrapania
Fuzja
         Iluzja
                  Gruz
jak kichnięcie wypluwany
wygładzony zostaje
                  na wieki

(18 VI 12)

bilety do kontroli

W jedna stronę zapłacę
                                     ciałem
W drugą
              drugą stroną ciała
I będę przewracał się z boku na bok
Z brzucha na plecy
Z nogi na głowę
Za dużo o połowę
                 tych członków
                 koronek w spódnicach
i oczek rozpękanych
Pitu
      Pitu
Drzewom będę opowiadał bajki
               zza siódmego wzgórza

(18 VI 12)

woda co w głowie mąci

paruje
          paruje
                     paruje
                                paruje
                     paruje
          paruje
paruje

wyparowała

(18.06.12)

śledź

Formuła stuczterdziestusiedmiu liczb
w samowarze
prześladowcza para kipi
Lewo
         Prawo
                    Oko
Stosześćdziesiąt stopni w koło
                                     Macieja
Gdzie nie spojrzy podświadomość
cyfry
        cyfrunie
                     cyferki
Popękane czaszki
Ciemienie
Przeciążenie

jak to podzielę
                        na trzy
to co?

(18.06.12)

niedziela, 17 czerwca 2012

*****************

Moja mała dziewczynko
piszę ten list
do Ciebie
gdyż
wyznać chcę ci miłość moją niewłaściwą
miłość nielogiczną
opryskliwą
miłość niemego w walce
                                       z głosami
                                       zza  ścian
miłość nietaneczną
miłość, której nie potrafię kochać

miłość, która się śni
                            drwi
miłość, na którą
            zbyt małe mam usta

(17.06.12) KT i FP

zaczesywanie

Co się kryje w twarzy oszusta
co dzień innej
                      płynnej
przebiegłej
twarzy kłamstw przemyślanych
zatraconych pragnień próżności codziennej

Co się kryje pod okularami
w różnych kształtach i kolorach
malowanym przygnębieniu oczu strapionych

Kim jest wędrowiec
co stoi wciąż
pod tą samą witryną

(17.06.12)

znaki przykluczowe

Czarne
grały całą noc
choć winno się zaczynać od
białych

wszystko wyżej o pół tonu
nawet sny
                wczorajsze

(17.06.12)

czwartek, 14 czerwca 2012

stearynowa

Patrzyłem znad płomienia
jak płynnie się zmienia
w powietrza rozrzedzonych cząstkach
rozmyty grymas ust

Ciepło ci sprzyja
bo pogodniej wyglądasz
gdy lód Twój stopnieje
i śmieje
się duch na sam widok
tych uśmiechów

Zamknąć oczy, gdy zgasną świece

(13.06.12)

Sen o miejscach, których nie ma

Tu za rogiem był dom
niczyj
żółty jak słonecznik
pachniał, stał, wyglądał
jak jeden ze stu
milionów żółtych domów

zniknął, zbyt szybko by w nim zamieszkać
zbyt szybko, by przypatrzeć
się szczegółom 

Z reguły domy nie znikają,
chyba że są
z waty

(14.06.12)

wtorek, 12 czerwca 2012

res cogitans

W centrum milczenia
jest morze krwi przejrzystej
i parkiet tańców anielskich

Kwadratura koła
wolno spływa śnięta ryba życia

Wodospady i fale potoków
wypłukują ostanie pokusy
                              nerwy
                              mięśnie
                              kości
Res cogitans
w niej alfa i omega

(12.06.12)

niedziela, 10 czerwca 2012

Historie sowieckie


Para malowanych matrioszek rozbiła się majestatycznie o kant. Co to z nich wypadło? Jaszczurka? W matrioszce przecież winna być druga matrioszka, mniejsza od poprzedniej i większa od następnej, nie gad parszywy. Jak się rozbijać to na częśći, nie w materię organiczną, do tego w łuski całą i zmiennocieplną. To diabeł. Diabły żyją w ruskiej porcelanie, nikt inny. Diabeł wyskoczył jak filip z konopi, choć nie było tam żadnych roślin, tym bardziej odurzających i tańczyć począł po moim stole, co to o kant jego łupnął spowity folklorem. Tańce iście diabelne. Tańce połamane jak ta babcina porcelana, a on skacze w niebo. Głosy zdawały się słyszeć spod jego kopyt, co mu wyrosły jak mi cały ocet wypił z butli, gdy obaczył procenty. Głupi diabeł. Spadł ze stołu i roztrzaskał sobie główkę, wino wyczuł piwniczne. Tu się nie przechodzi przez podłogi. Nawet z rozpędu.

stan codziennej rutynocholii


Zbyt długo miałem za Pana rzeczywistość. Trzy miesiące trzeźwości bez odlotów, niedomówień, zaników dykcji i wyobrażeń niewymuszanych. Martwię się o swoje tętno. Biegam wolniej, wolniej łączę słowa i często zapominam co znaczą, nim jeszcze nawet pojawią się, mrugną. Smutna konieczność spowodowana niczym. Nie ma powodów. Skutki zagubione lęgną w sferze wspomnień. Wypalone te dziury tylko przy większym wietrze dają się we znaki. Gdy przefruwają tak kolejne myśli, pieszcząc nieosłonięte fragmenty mięsa, łaskotanie opanowuje od żuchwy po włosy. Szemranie swego rodzaju szepty maniakalnie zauszne. To jest najgorsze w byciu rzeczywistym, rozumiesz? Że dotykają cię rzeczy które nie mają rąk. Wolałbym coś co mnie chociaż zabija. Nudno jest tak w bezpiecznej rutynie nienarkotycznych półświatków

sobota, 9 czerwca 2012

o szarej emanacji kolejnych hipostaz martwych pragnień

Wsiąkam
w gąszcz uczuć jednozdaniowych
Czy rzeczywiście coś więcej w nich jest
niż te kilka słów?

wargi Twoje tańczą na stole

Przeżuty
             Połknięty

Zamknięty w talii bezimiennych kart

(9 VI 12)

wtorek, 5 czerwca 2012

***

Tartak
Zdrewniałych palców
Wejdę wprost między ostrza
Dam się
             zmielić
Zawsze marzyłem, by  zostać trociną

(5 VI 12)

jednolitość

Drzewo 1
Drzewo 2
Drzewo 3
Trzy drzewa
Pedał gazu- drzewa
Pedał gazu- plama

Kilometr- co?

(4 VI 12)

oddaję się

potnij mnie w kratkę
lub w linię
potnij mnie na skos
lub prosto
potnij
         rozrzuć
         złóż
sklej
                       potnij
                                rozrzuć
                                złóż
                       sklej
                                            potnij
                                                     rozrzuć
                                                     złóż
                                             sklej

(6 VI 12)

Wie Pani

Wie Pani co?
Jestem rozszczepieńcem
I nie stać mnie na więcej
Niż wciąż dzielić
                           na pół

Wie Pani co?
Ja trzęsę się
i wiercę
jak gdybym pędził co najmniej
nie ruszywszy się z miejsca

Wie Pani co?
Plączę mnie supeł pragnień
i rzeczy
których nie mogę pomyśleć

Wie Pani co?
Ja tak naprawdę
Nie ufam prawdzie
i bez wdzięku
                      jak zwykle na półdźwięku
Zatrzymuję rękę na palec od mety

(05.06.12)

niedziela, 3 czerwca 2012

3D

Pobudka
przespałem kolejny rejs
                                seans
Spocone klatki po czarnych taśmach
błysk po błysku
dwadzieściacztery razy na sekundę

Chuch
          Chuch
                    Chuch

Śpię
Słodko
Leć życie, leć!

Wcale nie
CHRRRRRR....

(3 VI 12)

cIACHO

Vivaldi
i huk tłukących się szyb
bukiet przekleństw
i gniecionej trzask blachy
FORTE DUR

maczana w wysokooktanowej benzynie
             pięciolinia

Wiosna
Lato
Zima
Jesień

wszystko to gdzieś między rurą wydechową
a chłodnicą

(02 V 12)

alfa

To magia
widzieć litery w odpowiedniej kolejności

ABCDEFGHIJKLMNOPRSTUWYZ

(28 v 12)

to

Patrz A. że jak
je m
       -nie
             -litośnie
To
do szpiku
wygryza zazdrośnie
skomlący pies mego uczucia

(28 V 12)