Para malowanych matrioszek rozbiła się
majestatycznie o kant. Co to z nich wypadło? Jaszczurka? W
matrioszce przecież winna być druga matrioszka, mniejsza od
poprzedniej i większa od następnej, nie gad parszywy. Jak się
rozbijać to na częśći, nie w materię organiczną, do tego w
łuski całą i zmiennocieplną. To diabeł. Diabły żyją w ruskiej
porcelanie, nikt inny. Diabeł wyskoczył jak filip z konopi, choć
nie było tam żadnych roślin, tym bardziej odurzających i tańczyć
począł po moim stole, co to o kant jego łupnął spowity
folklorem. Tańce iście diabelne. Tańce połamane jak ta babcina
porcelana, a on skacze w niebo. Głosy zdawały się słyszeć spod
jego kopyt, co mu wyrosły jak mi cały ocet wypił z butli, gdy
obaczył procenty. Głupi diabeł. Spadł ze stołu i roztrzaskał
sobie główkę, wino wyczuł piwniczne. Tu się nie przechodzi przez
podłogi. Nawet z rozpędu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz