Zbyt długo miałem za Pana
rzeczywistość. Trzy miesiące trzeźwości bez odlotów,
niedomówień, zaników dykcji i wyobrażeń niewymuszanych. Martwię
się o swoje tętno. Biegam wolniej, wolniej łączę słowa i często
zapominam co znaczą, nim jeszcze nawet pojawią się, mrugną.
Smutna konieczność spowodowana niczym. Nie ma powodów. Skutki
zagubione lęgną w sferze wspomnień. Wypalone te dziury tylko przy
większym wietrze dają się we znaki. Gdy przefruwają tak kolejne
myśli, pieszcząc nieosłonięte fragmenty mięsa, łaskotanie
opanowuje od żuchwy po włosy. Szemranie swego rodzaju szepty
maniakalnie zauszne. To jest najgorsze w byciu rzeczywistym,
rozumiesz? Że dotykają cię rzeczy które nie mają rąk. Wolałbym
coś co mnie chociaż zabija. Nudno jest tak w bezpiecznej rutynie
nienarkotycznych półświatków
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz