sobota, 5 stycznia 2013
Most
Niedoskonałość krzywizn pogiętej stali. Przechodzę na drugą stronę, wieje lekki wiatr, ja śpię i słońce śpi od kilku godzin. Jest w tym coś mistycznego, coś na kształt rytuału, powtarzalnej sekwencji równych co do milimetra kroków bezwolnie następujących jeden po drugim, których istoty i celu nie sposób zdefiniować. Nie widać nic, prócz rąk wyciągniętych przed siebie, stóp wolno stąpających i myśli nieustannych, zaprzątających głowę. Niżej przestrzeń, kamienie obmywane wodą w stanie półstałym . Kropelki krwi, farbujące powietrze na jeden z tysiąca odcieni różu. Trzepot skrzydeł ptasich zaburza rytm uderzeń organów. Wolno przesuwam do przodu iloczyn masy swej i grawitacji. Stop.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz