Mieszam się z powietrzem opalonym grymasem skrzywienia zębów. To, czego szukałem, w nieregularnych kłębach, w odparowaniach doczesnych, w tym ostatecznym przegmatwaniu najmniej rzeczywistej z rzeczywistości - rzeczywistości słowa, rozmywa się teraz bezbrzeżnie w niezrozumiały mętlik zrezygnowania, przeironienia, przepatosienia, wypatroszenia. Mielę własny ogon - coraz dalej od realności, gryzę, w głębsze coraz nierozeznanie i bezprawie. Bo czyż istnieje jeszcze coś, co jest w stanie nadać mi kształt? Brak mi, brak, wszak wbić się po szyję, tak na wylot krwawy, ale jak?
Wszystko już zostało niewypowiedziane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz