Wiatr zrywa z ulic przemarznięty asfalt. Miasto zamienia się w rodzaj choinki, ludzie jak bombki, tłuści, okrągli, opatuleni w kilkanaście warstw (na wszelki wypadek), w ciągłym kiwaniu boczno-torbowym; na ścianach światła gwiazd plastikowych. Wszystko z plastiku.
Asfalt unosi się mniej więcej na wysokości oczu, wszechrozprzestrzenianie się czerni, jak choroba, wstępująca może z wolna ślepota. Czuć zapach. Powietrze pierwszy raz od dawna ma zapach. Zapach powietrza.
Puste biblioteki. Kawy w promocjach. Czekają.
Wieża jest
martwym elementem nieba.
O 17 chleb jeszcze miękki.
(05.12.13)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz