poniedziałek, 7 listopada 2016

Diakiopolis

nocą w żółcienie lamp i liści
orzygany opłakany sentyment
orgazmów świetlnych plam jesieni
makulatur kalendarzy co
rozłożone jak nogi zapraszająco
nieświadome sflaczałości Twojej
gniją wspomnieniem dawnej męskości
pragnąc byś tak jak kiedyś lecz
tamtego Ciebie już nie ma nie ma
tych jesieni i został tylko
orzygany opłakany sentyment
nocy pustych bez snów i bez
koszmarów nocy bezlistnych i żałosnych
nocy bez dnia nigdy nienadchodzących
wytchnień dlaczego pytasz przecież
chciałbyś tylko jak dawniej móc pisać
wiersze o spadających liściach i światłach
latarni może to te latarnie nie
świecą już tak samo a może to Ty
oślepłeś do reszty i nie
pomogą Ci piękne oczy pozory
podobno piękno jest w oku
patrzącego ale Ty przecież już nie
patrzysz i po osiemnastej wpadasz w
auta zaparkowane na parkingu kiedy
czyścisz okulary brudną chusteczką
z tylnej kieszeni spodni więc
pozostał tylko sentyment i nic ani
nikt nie zwróci Ci już tych żółcieni
i liści co gniją w zwiędłości
Twojej impotencji, kiedy to wszystko
stało się tak nagle niespodziewanie nawet
nie zdążyłeś nadstawić drugiego policzka
a jesień przyszła za szybko i dała
Ci w pysk tak zwanego mokrego
liścia że aż zwaliłeś się na wilgotny
błyszczący bruk i zachciało Ci się
gadać z kamieniami, ale całe szczęście
stwierdziłeś że to pojebane

(07.11.16)